Jemiołuszki i rudziki zwabiły granatem, Będą się nimi raczyć skrzydlaci wędrowcy, Dopóki mroźna pora panuje nad światem. –. Piękny jest las zimowy, w półśnie zatopiony, Choć inni chcą go widzieć w wiosennej odsłonie, Gdy wszystko wokół kwitnie, pachnąc jak szalone, A on, wiosną czy zimą, jest troskliwym domem…. –.
PIEŚŃ O CHLEBIE. I Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło, W ten nasz nowy chlebek biały, Co nim dziatki się łamały? ............ Stary Szymon wyszedł z rana, Świtka na nim siwa, lniana, Przeciągnął się, skrobnął w głowę, Zaprzągł w sochę wołki płowe. Wiedzą wołki co to znaczy; Oj, nie lekki los oraczy! Postękują sobie trochę, Ale ciągną w pole sochę. A nad polem, nad szerokiem, Świeci słonko jasnem okiem, Błyszczy lemiesz na zawrocie, Niby kuty w szczerem złocie. Skowroneczek w niebo dzwoni, Otarł Szymon pot ze skroni, A od łana aż do łana, Świeci skiba zaorana. II Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło, W ten nasz nowy chlebek biały, Co się dziatki nim łamały? ............ Stary Szymon czapę wmiesił, U ramienia płachtę zwiesił, I już rzuca w ziemię czarną, Nasze złote, pszenne ziarno, Co kto przejdzie z owej strony, To mu krzyknie: Pochwalony!.. Jużci się pozdrowić godzi, Kiedy siewacz polem chodzi. Stary Szymon, choć daleki, Odkrzykuje wnet: Na wieki! Od stajania do stajania Głos po miedzach się rozdzwania... Szymon ziarna nie żałuje, Na zawrotach podsypuje, Od granicy do granicy, Niech dziwują się pszenicy! Za Szymonem, wpodłuż niwy, Ciągnie bronę konik siwy; Pogania go Jasiek biczem, Nie frasuje głowy niczem. III Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło, W ten nasz nowy chlebek biały, Co nim dziatki się łamały? ............ Drobny deszczyk przekropuje, Już pszeniczka ziemię czuje, Już i ruń się kłem wyrzyna... Będzie zboże, jako trzcina! Letnie słonko rano wstało, Złotem kłosy malowało, Malowało szczerem złotem, Polewało chmur rzeszotem. — Oj, wy kłosy, bujne kłosy, Padniecie wy od tej kosy, Co się jako miesiąc pali, Kiedy Szymon ją nastali! Jak zamachnie z prawej strony, Jużci zagon położony! Jak zajedzie od lewicy, Jużci w polu po pszenicy! Rozżarzyło się południe, Basia pieśni śpiewa cudnie... Pot ocieka z smagłych twarzy, U żniwiarek, u żniwiarzy. IV Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło, W ten nasz nowy chlebek biały, Co się dzieci nim łamały? ............ Grabliskami pole brząka, Z lasu słychać granie bąka, Zachodnia się zorza mieni, Pół we złocie, pół w czerwieni. Przepióreczka w miedzy krzyczy, Stary Szymon kopy liczy, Liczy kopy w strony obie, Najpierw odsieb, potem k’sobie. — Jużci niby nie tak mało! Alećby się więcej zdało... Nie rozwali chlebem broga! Ano, i tak chwalić Boga. Z dwojakami Jaguś leci, Po rżysku się gonią dzieci, Dzikie gęsi ciągną z wrzaskiem, Pod zachodnim, cichym blaskiem. Stary Szymon kręci głową, Myśli sobie to i owo... A coraz to pojrzy w kopy, Na pszeniczne ciężkie snopy. V Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło, W ten nasz nowy chlebek biały, Co nim dzieci się łamały? ............ Zrzucił kożuch Szymon stary, Choć od mrozu idą pary, Na boisku cepem bije, Wyciągnąwszy długą szyję. Co zamachnie, to z boiska Złotym gradem ziarno tryska, Wali w słomę aże do dna, Ćwierka wróbli rzesza głodna... Od stodoły biją echa, Stary tylko się uśmiecha, Sąsiad wetknął nos we wrota, — Jak też idzie ta robota? — A cóż?.. Idzie po bożemu! Człek da ziemi, ona jemu... Człek da ziemi szczere poty, Ona jemu plon ten złoty! Będzie chleba i dla siebie, I dla braci w złej potrzebie... A jak się ukruszy nieco, To się wróble głodne zlecą! VI Jak to było, co to było, Zanim w kołacz się zmieniło? W ten nasz nowy chlebek biały, Co nim dziatki się łamały? ............ Na góreczce wiatrak stoi, Mielnik pod wiatr śmigi stroi, Niesie kluski młynarczanka, A młynarczyk patrzy z ganka. Jedzie, jedzie wóz zdaleka! Już pies za nim we wsi szczeka, Ten koń siwy, a ten kary, Wiezie worki Szymon stary! Pochwalili imię boże. — A i jakże mleć to zboże? Czy na grubo? Czy na cienko? Stary Szymon machnął ręką. — Mielcież je za Boską chwałą, Żeby na rok cały stało, Mielcież je na kamień nowy, Żeby chleb się darzył zdrowy! Odbierajcie precz otręby, Żeby ludzi nie kłuł w zęby. Mielcież i na kołacz biały, Żeby dzieci radość miały!
Las się cały mieni Złoci i czerwieni Czary to Jesieni/2x. „Czary Jesieni” I. Na polanie w lesie Chodzi sobie Jesień Różne dary niesie/2x. Ref. Koral, koral sznur korali koral jarzębina da/2x II. Las się cały mieni Złoci i czerwieni Czary to Jesieni/2x.
Nie został dodany... Obecne wybrane sortowanie:Ostatnio dodane 3 osoby lubi to zdjęcie Dodał: kanagaka Dodano: 2019-11-04 19:56:06 Oglądany: 1646 Komentowano: 7 Oceniano: 0 Aktualna ocena: Użytkownik wyłączył możliwość głosowania na zdjęcia w swoich galeriach 7 komentarzy Dodał: Hortensja13 2019-11-04 20:12 Rzadko spotykane przebarwienie liści :) Pozdrawiam. Dodał: jaga51 2019-11-04 21:23 Pięknie się prezentują :) Dodał: Wiki73 2019-11-04 21:27 Piękne kolory wieczoru. Dodał: Tenia - Moderator 2019-11-04 21:31 Przebarwia się po królewsku, czerwień ze złotem pięknie połączona. pozdrawiam Krysiu serdecznie:) Dodał: IREK2012 2019-11-04 21:52 Czerwieni tu dużo i złota też. Wspaniałe zdjęcie. Pozdrawiam serdecznie. Dodał: panka - Moderator 2019-11-04 22:17 Ogromne, choć nietrwałe bogactwo. Pozdrawiam Krysiu :) Dodał: bella 2019-11-05 10:18 ...***Jesieni wybarwienia,piękne...!!!Na ich...!!!Pozdrawiam serdecznie Krysiu Dodaj swój komentarz

Opis filmu Życie w błocie się złoci. Głównym bohaterem filmu „Życie w błocie się złoci” jest Lupus, utalentowany chłopak z blokowiska. On i jego kumple z zespołu hiphopowego mają wielkie marzenie – wydanie płyty. Niestety, życie nie oszczędza ich wyzwań. Lupus musi się borykać z problemami rodzinnymi, takimi jak ojciec

Z myślą o wszystkich miłośnikach poezji zamieszczam trzy wiersze opowiadające historię Powązek. Pewnie będziecie mieli zastrzeżenia co do treści idylli Powązki, Trembeckiego, bowiem nie dotyczy ona Cmentarza Powązkowskiego, a rezydencji Czartoryskich leżącej nieopodal. Ze względów nazwijmy to, sentymentalnych, postanowiłam jednak zamieścić Powązki, wśród proponowanych przeze mnie utworów. Wierszy dotyczących Powązek jest naprawdę dużo. Wybrałam spośród nich trzy, kierując się wyłącznie osobistym odczuciem, a nie ze względu na szczególne walory artystyczne, piękno opisu czy poetycki kunszt. Mam jednak nadzieję, że i Wam się spodobają. I. Stanisław Trembecki, Powązki. Idylla O, miasto! cóż są twoje częstokroć pałace? Łzami dobrych zlepiane ubogiego prace: A gospodarze onych najczęściej bez cudu Piją krew i żrą ciało jęczącego ludu. Pełne są turmy Judy familiji winnej Za łączenie w przaśniki posoki dziecinnej. Wnet ujrzem czarownice wleczone na stosy1, Wilkołek z opętanym pojeży nam włosy; Młodek bez doświadczenia i lękliwych starek Zwodziciel, wśród stolicy uwija się Marek. Przed niedołężną tłuszczą prorokiem się mieni, Oko ma w niebie, rękę w bliźniego kieszeni: Uchodzi mu bez kary łudzić tak bezwstydnie! Z tych przyczyn, wyznam szczerze, Warszawa mi brzydnie. Nie tamują wyjazdu żadne obowiązki, Wsi mię będą trzymały, a naprzód Powązki. Tu słodko śpiewać rozkosz, wtórując na flecie; Tu zwykła myśl swobodna przybywać poecie. Tu się gonić z kochanką przy miłych powiewach! Lub nieprzytomnej, imię rysować na drzewach. Tu piękny świat przybywa na witanie wiosny, A kto smutny przyjechał, powraca radosny. Sadzony ręką czasu, gaik swoim cieniem Zasłania przed zawistnych i słońca promieniem. Wielkimi gminy miejsca napełniają one Pięknością położenia ptaszęta ciągnione, Tu powtórzywszy wzajem miłosne nucenia, Nienaśladowne czynią patrzącym zgorszenia. Stado łabędzi porze tuż płynącą wodę, Dającą napój, gładkość, zwierciadło, ochłodę. Po nizinach się sączą zdroje kryształowe, Wyżej widok rozległy i powietrze zdrowe. Stąd widać owe mury, gdzie czasem sromota, Niezdatność, próżnowanie, czasem wpędza cnota. Gdzie długie nosi brody kapłan w szatach śnieżnych, Okrasę greckich mędrców i capów lubieżnych. Tam lud na uroczystość bieżąc Paraklita, Jeden odpust, a drugi grzech niezdrowy chwyta. Widać Woli szopami wsławione równiny, Upięknił je dzierżyciel ten, co i Młociny. Grzeczny żołnierz, z słusznością sędzia miłosierny. Powinowaty obcych, lecz ojczyźnie wierny. Stąd wzrok odkrywa łatwo wielką część Warszawy I Wawrzyszew niewdzięczny, i Marymont krwawy. I puszczą od lat wielu żelazem nie tkniętą, Miejsce przenikające okropnością świętą. Gdzie najłaskawszy z królów zabójcę nawracał, I którędy na swój tron szczęśliwie powracał. Okolice pamiętne: szkoda, że Powązki Same nie mają domu: snadź miał worek wąski. Kto tu budynek stawiał, poszewkę ze trzciny, Boki z nieokrzesanej składając olszyny. I toć inną przystojność tej wioseczki słabi, Że ta chałupka niczym do siebie nie wabi. Tu sterczy komin niski, tam dalej wysoki, Ciekawość mię nie bierze nieść tam moje kroki. Czemuż ja tą chałupką pogardzam, kto to wie: Czy mi takiej do zejścia użyczą bogowie! Krassus nie miał pogrzebu, król rządzący Traki Tamerlanowi służył stopniem do kulbaki. Przenika mnie pokorą starość Belizara, Po carogrodzkich rynkach żebrząca denara: Kto by to był przewidział, kto by się spodziewał. Kiedy jego tryumfy Wschód i Zachód śpiewał! Jam tego losu bliższy, wyniosłość na stronę, Nawiedzić i przeprosić idę chatę one. Ale cóż to ja widzę! Ledwiem drzwi uchylił, Czy to sen, czy to jawa, czy mię wzrok omylił? Czy to Merlina sztuka, czy Urgieli dzielnej Przygotowanie czyni do uczty weselnej? Sprawność naśladownicza, ciągnąc kwiatów wzory. Piękne i przyrodzone dała im kolory. Bawią i trwożą, ryte przecudnej roboty. Pastuszków zalecanki, oceanu słoty: Uznawam ludzką rękę, myśl, poznania chciwa, Niezawodnie docieka, że tu przemieszkiwa Jeden z możnych Słowianów, ozdoba uczonych. Zastępca wynalazków i sztuk wyzwolonych. Jemu celniejsze prace składacie bez liku, Złotousty Francuzie, myślący Angliku; I odległy Katajczyk przysłał swoje dziwy. I Holender powolny, ale nie leniwy, Nie zawsze zniewieściały i nie zawsze głupi Swojej najwyborniejszej Turczyn dodał kupi3. Tu widzieć wraz zebrane z porządkiem wygody. Starożytność szacowną i najświeższe mody: Szykowność zadumienia, rzecz baczności warta. Tyle mogła wspaniałość obfitością wsparta. Dzięki gospodarzowi za lube podejście, Ta jedna w serce jego chytrość miała wejście! My zawsze mówić będziem o tym bawidełku: Jest to kamień kosztowny w drewnianym pudełku Tak i pan tego domu w gładkiej sukni chodzi4, Godny Augusta krewny i w dostatkach brodzi. Skromność jego w ubiorze postrzegłszy z daleka. Wziąłby go może prostak za średniego człeka. Widząc jego przystępność, jego ukłon niski, Kto by zgadł, że to ten jest Adam Czartoryski. Nie biorąc filozofów pysznego imienia, Obyczajmi, biegłością wielu z nich zacienia. Ojciec sierot, brat szlachty, poufale żyje, Z daremną usilnością wielkość duszy kryje Póki życie wystarczy, nigdy bez uciechy Pamięć mi nie przywiedzie maskującej strzechy Gdy pożyteczne prace me siły nadsłabią, Chciałbym być za nagrodę tej chaty murgrabią Wierząc oraz w tulące Pitagory zdanie, Że duch nie znając zgonu przemienia mieszkanie Zefirku, nieś do mojej bogini te słowa: "Bądź łatwa słusznej prośbie, Knidejska królowa Jeślim do twych obrządków Westalki zanęcił, Jeślim ci na ofiarę cały się poświęcił, Kiedy nieprzebłagane nakażą wyroki, Abym oddał żywiołom ducha mego zwłoki, Parki będą dni moich docinały sznurka, Ty mnie odziej naówczas piórami mazurka. Będę sobie świegotał skacząc po gałązkach, Jedno być w raju Turków, co wróblem w Powązkach." Mało szczęśliwy jeniec w Temiry kajdanach, Niegdy w zadanych od niej pieściłem się ranach, Jej skinieniem rządzony, z wolności wyzuty, Całowałem łańcuchy, w które byłem kuty. Znalazłszy pod gładkością przy sady, narowy, Już wolny, do berlińskiej równam ją budowy, Na której przodne ściany nic się nie oszczędza: Piękny pozór; cóż wewnątrz? troski, kłopot, nędza. Inaksze są Powązki, domek wielce miły, Wart, by go lepsze rymy od mych uwieńczyły. Jego niewinna zdrada zadumienie czyni, Wierzch podobien do chaty, środek do świątyni. W takowym przebywała Baucis z Filemonem, Stałą grzani miłością, równym wzięci zgonem: Za których cnotę wielką i niepospolitą Król niebios w pałac zmienił szopkę trzciną krytą. Tu mieszkają z cnot tylko tym podobni wiele I bóstwa, i ludzkości oboje czciciele. Hymenu wstęgą z wujem siestrzanka złączona, Dwie gałązki wynikłe z szczepu Jagiellona. Godnej niecić i krwawe zdolnej śmierzyć wojny Tu poznać Izabeli gust i humor hojny. Pod kunsztowną rozrywką ukryta nauka Jej to jest wynalazek, jej przemysłu sztuka. Są, którym łza się toczy, tłoczona uciechą. Nad zbratanym dostatkiem z ubożuchną strzechą, Na wspaniałych ruinach wyniesione płoty Ku przezornej baczności dodają ochoty. A z tych przystosowanie wyciągnione znaków Korzy dumę bogatych, cieszy nieboraków. Tak jest, szczęścia kołowrót rzutem leci rożnym, Ten był wczoraj hołyszem, dziś jest kniaziem możnym. Żywi się kopiąc miny, poprawiając dachów W prostym ciągu potomstwo Emilich i Grachów. Kto by rozmyślać umiał, lepszym się tu sprawi. Kto nie umie, przynajmniej rozkosznie się bawi. Ja nie umiem. Powązki kocham nie pomału Dla przyjemnej zabawy a nie dla morału. Lat mi przydłużą, widok dając mi jedyny, Ten dom, ten las i różne przechodzących miny. Tu sobie zwolna stąpa uczeń Epikura I zważa, czy nad sztukę piękniejsza natura. Tu młodzieniec przybywszy z towarzyszką w parze Ciekawości zwiedzają, brzęczą na gitarze, Nucą, skaczą, biegają, wreszcie potem zlani, Na zielonym odpoczną darniu, zmordowani. On, kompance łabędzie wskazując na wodzie. Rozprawia o ich pieniu i Ledy przygodzie. Tymczasem strumień szemrze, dzień gęstwina tłumi, Fawoni po gaiku przechodząc się szumi, Szampański nektar iskry wysadza nad szklanki, A ten czyta pomyślność w oczętach kochanki. Tam dalej krążą malarz i poeta razem, Dzieła swoje tutejszym bogacąc obrazem. Wnętrzne domu ozdoby niejednego trwożą, Wnijść się lęka fanatyk; gdy nagle otworzą, Wstecz się cofa, z przestrachu wybladły jak chusta, Słupieją mu źrenice, rozchodzą się usta: Chciał w chatę wnijść, aż widzi pałacowe ściany. Mniema być kunsztem Styksu takowe odmiany. Lecz łatwo zgadnie, czym jest chałupka niniejsza, Gdy domyślny rzecz ujrzy, która sekret zmniejsza. Okazałość folwarku zda się mówić prawie, Że pani lepiej mieszka niżeli jej pawie. Tam w święto bożka złotym ozdobnego rogiem. Ojcowskim wydanego na światło połogiem, Gdy mężowie, płeć mniejsza i nieślubna młodzież Spieszy na obchód, trefną biorąc na się odzież. Księżna także, tającą kładąc na się larwę, Przebiera się w dziwaczną bachusową barwę. Gracyje z nią czyniące nieodstępne kroki, Ukrywają się wtedy pod jej płaszcz szeroki. Przyrodnych Kupidyna braci lube stado, Które około księżny zawsze igrać rado, Chowa się, gdzie kto może; ten się wyżej krzepi. Najpierwszy się leniwszy falbany uczepi; Tamten po sznurowaniu szczeblu jacy dzielnie, Kędy zaszedł, tam mieszkać myśli nieśmiertelnie. Tamten się aż pod maskę sunąc w rześkim biegu Wpada między kwitnące róże wpośród śniegu. Inny lekkim skrzydełkiem wzniesiony do góry Obwija się w misternie trefione kędziory. Głos księżny, by najsroższym władnący umysłem. W mruczenie uroczystym mieni się wymysłem. Któż by ją więc rozeznał w święto tego bożka? Aleć nieporównana wydaje ją nóżka. Nóżka! kształtniejszej od niej, aż za chińskie szranki, Nie znajdzie u pasterki ani u sułtanki. Ty, biegły Bacciarelli, dla twych bogiń wzorów Z tej szukaj stopki, godnej niebieskich honorów. Ja zaś na skał najwyższych idę mieszkać wierzchu. Szkła i oczy kierując od świtu do zmierzchu Tam, gdzie tarcz Sobieskiego, wieniec Aryjadny I cudnej Bereniki świeci warkocz ładny. A paląc Uraniji me ofiary godnie, Znajdę może nieznane Olimpu pochodnie. Do gwiazd nowych odkrycia stąd biorąc pochopy, Bym je uczcił imieniem Izabeli stopy. Powązki Epigramma Wszedłszy bez ostrzeżenia pod tę szopkę cichą. Zdumiały, własnym oczom uwłóczyłem wiary; Tak Ludwik pod gorsetem i kuczbajką lichą Tysiąc znalazł piękności u swojej du Bary. Stanisław Trembecki, Pisma Wszystkie, t. 1-2. Oprac. J. Kott. Warszawa 1953. Zygmunt Vogel, Fragment ogrodu Powązki Czartoryskiej z ruinami łuku triumfalnego, ok. 1800 II. Artur Oppman, Pięciu poległych Jest w duszy polskiej ukryty zakątek, Gdzie błądzą ciche lat umarłych cienie, Leży tam kamień grobowych pamiątek, A pod kamieniem krwawi się Wspomnienie. A kiedy bliska zbierze się drużyna I drzwi zamknięte i okna zawarte, To Polak - kamień duszy swej odklina, I wydobywa tę krwawiącą kartę... Zeszłaś, jak teraz, o, polska jesieni, (U kolan matki byłem dzieckiem małem), Barwił się cmentarz w złocie i w czerwieni, W czerwieni, w złocie nad mogiłą stałem. Leżały na niej jakieś biedne kwiatki, Ręką sierocą rzucone ze drżeniem... "Zmów pacierz" - mówię. I cichy szept matki Jął pierś dziecięcą zakrwawiać - Wspomnieniem. Padały liście z cmentarnych gałązek, Szeptała powieść o dawnych żałobach, A jam raz pierwszy obaczył z Powązek Ojczyznę moją całą w grobach... w grobach... Świst kul w ulicach... Ludu pieśń gromowa... Na pięciu trumnach cierniowe korony... Przesiąkłe łzami matki mojej słowa, Polskiego dziecka chrzcie błogosławiony! To, co przeżyło jedno pokolenie, Drugie przerabia w sercu i w pamięci: I tak pochodem idą cienie... cienie... Aż się następne znów na krew poświeci! Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów, Od Belwederu do śniegów Tobolska, I znów przed wnuków grzmi piorunem czynów... Pieśń, Czyn, Wspomnienie - to jedno: to Polska! Jakże się skryła dusza dziecka w siebie, Na takim krwawym wychowana karmie... Pamiętam dzień ten i cmentarz - i ciebie, Przy nagim grobie stojący żandarmie! Kędyś, aleją długą, staroświecką, Szedł smutny Chrystus, jakby ścieżką polną... ("Teraz ukradkiem przeżegnaj się, dziecko, Bo tu otwarcie żegnać się nie wolno...") Głąb piersi naszych się nam mogili, Jak w leśnych grobach stroi ziemia nasza, Bezkwietną wiosnę wszyscyśmy przeżyli, Do wydartego tęskniący pałasza. Oczyma buntu patrząc w twarz przemocy, Kryliśmy nasze myśli i modlitwy - I skrzyp szubienic śnił się nam po nocy, Jak śni się innym pobudka do bitwy... Pięciu poległych... Wieczory cichemi, Wśród domowników i przyjaciół grona, Płakał w pokoju płacz duchów, płacz ziemi, Legenda czarna, legenda czerwona, Wstawały z mogił poświęceń anioły, Przypominane i znajome twarze, Otwarte groby... zamknięte kościoły... I wielka północ na Polski zegarze... O, miasto moje! O, Warszawo święta! Skroń zniżam kornie do twoich kamieni, Bo w każdym głazie czyjaś łza zaklęta, I krew się czyjaś na każdym czerwieni! A gdy myśleli, że cię złożą w trumnie, Że padniesz, ziemią przysypana krwawą, To ty z uśmiechem tak hardo, tak dumnie Męczeński krzyż swój dźwigałaś, Warszawo! Kładą tablicę na samotnym grobie, Może ją kładą w blaskach słońca wschodu, Ale, mogiło, zawsze stał przy tobie, Zawsze pamię(tm)ał - wieczny duch Narodu, On jest skarbnikiem uczuć, które bieg[n]ą Z serc pamiętliwych, z pałaców, z poddaszy... I nie zapomni z grobów tych żadnego, Co nic nie mają... prócz pamięci naszej... Umarli... znajomi... kochani... : Powązki 1790-1990 w poezji i prozie, wybór i oprac. tekstów: B. Olszewska, H. Szwankowska, J. Waldorff. Warszawa 1990. Pięciu Poległych podczas manifestacji patriotycznej 27 II 1861r. III. Witold Dąbrowski, Imieniny Powązek Imieniny Powązek starych i nowych, wojskowych nietrudny obowiązek świeczek stearynowych Leżą zimne kamienie, stajemy co kawałek. Świeczek pełne kieszenie, dwa pudełka zapałek... Umarli... znajomi... kochani... : Powązki 1790-1990 w poezji i prozie, wybór i oprac. tekstów: B. Olszewska, H. Szwankowska, J. Waldorff. Warszawa 1990. Pani Aneta oddała dwa krzesła po babci Sylwii i Małgosi z prośbą o tapicerkę w mocnym kolorze. Nie skonkretyzowała koloru, więc dziewczyny trochę ryzykowały, decydując się na mocną czerwień. Na szczęście, pani Aneta była zachwycona efektem końcowym!
Zestaw magicznych świeczników w brązie, czerwieni i złocie dodadzą magii wnętrzu i zaczarują wieczory. Możliwość dostosowania Koloru, Rozmiaru, Wzoru, Dostosowany do potrzeb klienta. Metoda wykonania Malowane, Cięcie, szlifowanie, odpylanie, malowanie, lakierowanie-woskowanie,ozdabianie Materiał wykonania Drewno, drewno, farba akrylowa, wosk, lakier akrylowy Rozmiar Dostosowany do potrzeb klienta, Kolorystyka produktu jasnobrązowy czerwony bordowy Dostawa i płatność Dostawa produktu dostępna jest tylko na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Poniżej możesz zobaczyć dokładny koszt wysyłki dla tego produktu. Przedpłata Nazwa metody dostawy Koszt dostawy Dopłata za przesyłkę łączoną * Wysyłka standardowa 14,00 zł 5,00 zł Odbiór osobisty u Projektanta 0,00 zł 0,00 zł * dopłata za przesyłkę łączoną to kwota jaka zostanie doliczona za każdą kolejną sztukę produktu, która ma być dołączona do wysyłki zawierającą powyżej jednego produktu. Darmowa dostawa Projektant oferuje darmową dostawę dla zamówień od wartości 150,00 zł poprzez Odbiór w Paczkomacie, DHL, DPD, FedEx, UPS, GLS, Kurer InPost, Poczta Polska, Wysyłka standardowa, List ekonomiczny, List polecony - ekonomiczny, Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Szwajcaria, Norwegia, Reszta świata, List polecony - priorytetowy, List priorytetowy, Odbiór na Poczcie, Odbiór w Orlenie, Odbiór w Ruchu, Odbiór w Żabce, Odbiór w Biedronce, Odbiór w Carrefour, Odbiór w Społem, Odbiór w Lewiatanie. Terminy wysyłek szt. od szt. do Czas realizacji 1 1 6-10 dni roboczych od wpłaty Termin dostawy produktu do Kupującego zależny jest od wybranej formy wysyłki. Do terminu wysyłki wynoszącego 10 dni roboczych od dnia następującego po odnotowaniu wpłaty (lub po złożeniu zamówienia w przypadku wysyłki pobraniowej), należy dodać odpowiednią liczbę dni zgodnie z regulaminem usługi firmy transportowej. Termin gotowości produktu do odbioru przez Kupującego – w przypadku wyboru przez Kupującego odbioru osobistego produktu, produkt będzie gotowy do odbioru przez Kupującego w terminie 10 dni roboczych od dnia następującego po odnotowaniu wpłaty (lub po złożeniu zamówienia w przypadku płatności przy odbiorze). w przypadku wyboru przez Kupującego sposobu płatności gotówką przy odbiorze osobistym – od dnia zawarcia umowy sprzedaży. Dniem roboczym jest jeden dzień od poniedziałku do piątku z wyłączeniem dni ustawowo wolnych od pracy. Dodatkowe informacje Płatność gotówką lub przelewem online. Przesyłka od 14 zł na terenie kraju. Sposób i termin zapłaty za produkt Sprzedawca udostępnia Kupującemu do wyboru następujące sposoby płatności: Płatność online (PayU) Termin płatności w przypadku wyboru przez Kupującego płatności online . Kupujący obowiązany jest do dokonania płatności w terminie 7 dni kalendarzowych od dnia zawarcia umowy sprzedaży. Klient ma prawo do zwrotu produktu w ciągu 14 dni od daty jego otrzymania. Warunkiem przyjęcia zwrotu jest odesłanie nieuszkodzonego produktu do sprzedawcy na koszt klienta oraz powiadomienie o tym fakcie drogą mailową. Niezwłocznie po otrzymaniu produktu pieniądze zostaną zwrócone na konto bankowe klienta. Zwrotowi nie podlegają koszty transportu. Zwrotowi nie podlegają produkty przygotowywane na indywidualne zamówienie klienta.
las się cały mieni w złocie i czerwieni
Inne. Cała powieść. • PDF • MOBI. ›››. Quo vadis - Tom II/Rozdział 19. [ 223] ROZDZIAŁ XIX. Nero grał i śpiewał hymn na cześć „Pani Cypru“, do którego sam ułożył wiersze i muzykę. Był tego dnia przy głosie i czuł, że muzyka jego naprawdę porywa obecnych, a poczucie to tyle dodało siły dźwiękom, które z
Oj, dawno mnie tu nie było... Ale wcale nie dlatego, że się obijałam i nie mam co pokazać! Wręcz przeciwnie - przez ten czas praca aż wrzała, a papier w rękach prawie się palił ;) Dzięki temu mam do pokazania kilka kartek i box. Wszystko w tematyce ślubnej. Dziś prezentuję pierwszą z nich: Wzór: "a087" od Ann's Paper Art Papier: "Świerszcz za Kominem" od Galerii Papieru oraz czerwony karton wizytówkowy Wykrojnik: Spellbinders Floral Ovals Dodatki: złote perełki w płynie Pontura Paint i różyczki papierowe, którymi zostałam kiedyś obdarowana przez Dominikę :) Pracę zgłaszam na wyzwanie do Craftowego Ogródka . 71 360 665 58 704 424 377 358

las się cały mieni w złocie i czerwieni